piątek, 18 listopada 2016

Zawieszenie/ pożegnanie :(

Uwaga!


         Niestety  chyba muszę zostawić tę opowiadanie niedokończone... Brak mi czasu i weny... Może kiedyś wrócę, może nie, należy jednak pamiętać, że Levi jest niesamowity i kawaii i ogólnie jeden z fav ever postaci jak mogę o nim nie pisać dalej??? <3 Szkoda mi, ale nie napisałam nic od bardzo dawna... Na razie się żegnamy, może na zawsze  Do zobaczenia  :)




sobota, 30 kwietnia 2016

Rozdział 6 Narodziny

Yuki

Razem ze swoim kapitanem i resztą drużyny zmierzaliśmy w stronę celi, w której przetrzymywany był owy więzień. Denerwowałam się trochę, nigdy wcześniej nie byłam tam, a słyszałam, że żandarmeria nas nie lubi, więc różne głupoty przychodziły mi do głowy. W najgorszym razie nas zamkną  podstępem i będą naśmiewać oraz torturować... Dodatkowo jestem kobietą, dziewicą, a w takich miejscach takim osobom złe rzeczy się dzieją. Muszę uważać potrójnie!
Usłyszałam rozkaz, aby zachować nadzwyczajną czujność i wyjąć miecz. Dochodziliśmy już do celi. Pierwszy wszedł Erwin, następnie Mike, a ja za nim. Po wejściu ogarnęła mnie groza. Wszyscy leżeli nieprzytomnie, może martwi, na podłodze. Brakowało naszego więźnia. Nie to mnie jednak przestraszyło. Na podłodze leżał Ian, przyjaciel  z obozu treningowego, całkowicie nieprzytomny, ranny... Myślałam, że zemdleję. Biała jak ściana i na glinianych nogach podeszłam do niego. Patrzyłam na niego i nie mogłam się  ruszyć. Ian, osoba, która nigdy nie zamierzała ryzykować swojego życia w walce z tytanami, leżała tu martwa. Przede mną jakby znikąd pojawił się dowódca. Nieprzytomnie patrzyłam jak sprawdza czynności życiowe. Jakby czekając na wyrok, który miał zaraz zapaść. Słyszałam bicie mojego serca, każda sekunda przeciągała się w nieskończoność. Czas się dla mnie zatrzymał. To była istna tortura. Dźwięk przedarł się z tej próżni jaka mnie w tamtej chwili otaczała.
- Czy on...- to był mój drżący, słaby głos. Ledwo co rozpoznałam. Przerażenie wypełniało mnie w całości. Czas znowu ruszył.
- Spokojnie, Yuki. Żyje.  Ty- wskazał na jednego żołnierzy- wezwij pomoc. Raczej nic nie zagraża ich życiu, ale nie zaszkodzi się upewnić - jeszcze raz spojrzał na mnie i powiedział- za wcześnie na łzy, żołnierzu. Nie umarł, więc o co chodzi? W walce z tytanami będzie ginąć niezliczona ilość twoich towarzyszy. Jesli nie możesz tego zaakceptować, to lepiej odejdź- te słowa bolały. Jak dotąd nigdy jeszcze o tym nie pomyślałam. Rozważałam swoją własną śmierć, byłam na nią przygotowana, ale nigdy nie brałam pod uwagę innych. Utrata towarzyszy to ból, który zostaje do końca naszego życia. Uświadomienie sobie tej rzeczywistości bolało... Nie zamierzałam się jednak poddać i otarłam swoje łzy.
- Zrozumiano sir!- Erwin zaszczycił mnie tylko jednym spojrzeniem i powiedział:
- Yuki i Andrew zostają, aby się nimi zaopiekować. Jeśli zginą, żandarmeria oskarży nas- nastąpiła chwila ciszy. Nikt nie miał co do tego wątpliwości - Reszta idzie ze mną. Musimy złapać zbiega - bez niepotrzebnego kontynuowania wyszedł, a reszta zwiadowców razem z nim. Zostałam tylko ja, Andrew, Ian i dwójka nieznanych mi żandarmów. Bez słowa uklękłam przy moim byłym koledze z klasy i z całych sił starałam się mu pomóc.


Farlan


Kap, kap, kap....
Kropelki wody, substancji o trzech twarzach, raz zimnej, raz niewidocznej, były w tej chwili jedynym źródłem dźwięku. Pokryte pleśnią, mchem i nie wiadomo czym jeszcze ściany były strażnikiem na spółek z metalowymi drzwiami i ciężkimi kajdankami . Właśnie tutaj znajdowała się nasza cela, moja i Isabel. Szczerze odwykłem od brudnej podłogi, szczurów, wszelkiej maści pająków i  robactwa. W domu, w którym mieszkał Levi, nie było miejsca dla tego typu rzeczy. Nasz niekoronowany dowódca nigdy by na to nie pozwolił. Właśnie, to nasza wina... To przez nas go złapali. Isabel bardzo źle to przeżyła. Co gorsza widząc jej reakcję powtarzali jej to co chwilę i za każdym razem. Bezbronna Isabel krzyczała tylko, że ich zabije jak tkną Levi'ego. Niestety, rzeczywistość była inna. Nie mamy ani siły, ani szczęścia, ani nawet nadziei, aby uciec. Sam nie mogę w to wszystko uwierzyć. Oni byli tam przed Levi'm! Znali nas adres, więc i tak byliśmy już spaleni. Nic nie daliśmy radę zrobić. Isabel była pewna, że to wyżej wymieniona osoba i natychmiast otworzyła drzwi zanim zdążyłem ją powstrzymać. Otoczony dom, nieuzbrojeni domownicy i brak możliwości wykonania planu awaryjnego. Innymi słowy bez szans. Później pojawił się Levi, ale nawet zaskoczony z pomocą tego sprzętu pokonał ich. Pokazał swoją siłę, by się poddać. Dla nas, abyśmy przeżyli. To takie niesprawiedliwe!
Nagle usłyszałem hałas upadających nieprzytomnie ciał. Osoba za to odpowiedzialna była coraz bliżej, a krzyki pokonanych żołnierzy i strzałów coraz głośniejsze. Nagle ustały tuż przy naszej celi. Zamarłem i spojrzałem na Isabel. Nadal była nieprzytomna po ostatnim przesłuchaniu. Jak ja mam ją ochronić? Osoba na zewnątrz nie przejmowała się raczej moimi uczuciami. W ciągu chwili wyważyła drzwi. Mentalnie przygotowałem się chociaż na próbę obrony, poddanie się bez walki nie obroni mojego życia ani Isabel. Właśnie w tym momencie wszystko się zmieniło. Tą straszną osobo był Levi! Kamień spadł mi z serca i ledwo powstrzymałem łzy.
-Levi! Przyszedłeś po nas!?- bez słowa spojrzał najpierw na mnie, potem na Isabel i jego źrenice raptownie się rozszerzyły. Był zły.  Widziałem w jego oczach żądze mordu, ale nic nie powiedziałem. Uparcie nadal byłem szczęśliwy i nagle uczucie to zniknęło. Co teraz zrobimy? Levi jakby wiedząc co chodzi mi po głowie powiedział:
-  Biorę Isabel na ręce, a ty postaraj się nie zgubić tego- w tym momencie podał mi trzy sztuki sprzętu do trójwymiarowego manewru- będą nam bardzo potrzebne, aby przeżyć- nic nie powiedziałem. Nie miałem lepszego pomysłu, prawie się poddałem. Zaufam mu jak zawsze. Wszystko byle się stąd wydostać...
Szedłem za nim cały czas. Nikogo nie spotkaliśmy, co by znaczyło, że zabezpieczył już drogę ucieczki. Niesamowite i niemożliwe zarazem. Jak on poznał plany tego miejsca? Jak był w stanie z taką łatwością korzystać z tego sprzętu? Nie znam odpowiedzi. Koniec końców nie rozmawialiśmy przez całą drogę. Wyszliśmy i nikt nas nie zatrzymał. To był koniec. Jesteśmy wolni...

Farlan szedł za mną nieprzytomnie, a Isabel była w tym stanie realnie od jakiegoś już czasu. Martwiłem się o nią, ale nie było czasu do stracenia. Po unieszkodliwieniu takiej liczby ludzi z żandarmerii, że na pewno wyślą za nami pościg. Nie jestem jednak taki głupi. Zanim zacząłem naszą ucieczkę przypomniałem sobie parę miejsc, gdzie można by się ukryć. Właśnie tam zmierzamy, ale najpierw musimy się jakoś zakamuflować. Na początku szukałem jakiś pożytecznych rzeczy łatwych do skradzenia, ale nic takiego nie było. Postanowiłem więc coś wymienić. Jednemu z żołnierzy przez przypadek zabrałem łańcuszek prawdopodobnie złoty i zamierzam się go pozbyć. Nie ukradłem go specjalnie, zaczepiłem rękojeścią miecza w czasie walki i wpadł mi do kieszeni. Fart czy pech? Jeszcze nie wiem.
Pierwszy lepszy stragan jaki znalazłem okazał się fiaskiem. Nie zwracałem nawet na niego uwagi. Następny był bardziej interesujący, ale odpuściłem. Sprzedawca był zbyt chciwy i chciał łańcuszek prawie za darmo. Naiwniaka niech szuka gdzie indziej. O trzecim i czwartym nie będę nawet wspominać. Dopiero piąty miał i prowiant i odpowiedni sprzęt. Oddałem łańcuszek, zabrałem co moje i wyszedłem. Czekała nas długa droga. Na szczęście udało nam się wyjść z muru Sina zanim zaczęli nas szukać naprawdę. Prawdziwe wyznanie jednak przed nami. Udajemy się do Trostu.


Ian

Śniłem. A przez ten sen, tę krwawą masakrę sprzed kilku dni, przebijały się do mnie głosy.  Należały do różnych osób, miały inne tonację  i nastawienie. Ich znaczenie jednak do mnie nie dochodziło. Były puste, a jednak bardzo mi pomagały. Dzięki nim wiedziałem choć nie od początku, że to nie rzeczywistość  i zacząłem odzyskiwać świadomość. Jednak przedtem jakby przez mgłę zobaczyłem nieznaną mi postać. Miała czerwone oczy, zdradliwie się uśmiechała i otaczała ją ciemność. "Czy to może być..." Nie dokończyłem swojej myśli. Owa postać powiedziała tylko, że nie jest tu dla mnie i nie mogę o niej wiedzieć... Co to znaczy?
 Pierwsze co zobaczyłem po obudzeniu to biel. Sufit był bardzo biały... Jeśli to był sufit. Rozejrzałem się powoli dookoła i zrozumiałem. Byłem w szpitalu. Czułem jednak ciężar, jakby coś się o mnie opierało. To była głowa osoby, Yuki. Wyglądało na to, że musiała się o mnie martwić... Tylko dlaczego? Nic nie pamiętam... Co się stało? Przypomnij sobie!
 Szedłeś razem z kolego po fachu pilnować jakieś gnidy i wtedy...
Co się stało? Przypomnij sobie!
 On uciekł! Był taki silny... Pokonał nas w kilka sekund.
Co jeszcze? Dlaczego żyjesz?
Spojrzał na mnie. Nie z nienawiścią, litością czy innym rodzajem złości. To był smutek zmieszany z obojętnością na moje istnienie. I wtedy zwyczajnie wyszedł. Nie dobił nas...

            Nie mogłem sobie tego wyobrazić... Skoro ma taką moc, to mógł nas wszystkich zabić od samego początku... Czemu tego nie zrobił? Muszę to wiedzieć. Nie boję się już, nie chce się bać. Pójdę dalej bez strachu, zrobię wszystko, aby go złapać i otrzymam odpowiedź. Już spojrzałem śmierci w oczy, nic mnie nie wystraszy. Kto by pomyślał, że jeszcze wczoraj bałem się go pilnować, a dzisiaj chce go złapać? Jaka ironia losu. To ty dałeś mi siłę, ty będziesz tego żałować, obiecuję.


Autor


W tym momencie obudziła się Yuki, zmęczone oczy uniosła na Ian i spotkała jego spojrzenie. Na początku się ucieszyła, a później przeraziła. Strach wypełnił ją, gdyż zamiast ukochanego przyjaciela, z którym zawsze się droczyła, zobaczyła całkiem inną osobę. W tej chwili narodził się nowy potwór. 

Rozdział czwarty, nie piąty... Nie! To już szósty. Ten czas to jednak szybko leci. Rozdział jest dla maturzystów, nie poddawajcie się teraz i idźcie naprzód ( chodź wątpię szczerze, aby jakiś to czytał ) W tej chwili oglądam Durarara, czekam na nowy chapter AoT i cieszę się z długaśnego weekendu ( ludzie, ponad tydzień mamy wolne, my, licealiści, toż to świętą :) ) Pozdrawiam raz jeszcze i biorę się za dokończenie tworzenia zakładki postaci :)

piątek, 22 kwietnia 2016

Rozdział 5 Więzienie



Levi

Nagle poczułem jakby ktoś polał mnie wodą. Nie chciałem jednak otworzyć oczu. Byłem na to zbyt zmęczony. Po chwili pojawił się ból w okolicach twarzy. Nie był ogromny, nie było żadnych przeszkód, abym go wytrzymał. Jak na złość zaczął się jednak powtarzać w różnych częściach mojego ciała. Najpierw na plecach, potem w miejscu występowania nerek i wątroby. Komuś naprawdę zależy, abym się obudził.
  Wracając do tematu, to wpadłem w kłopoty. Ciekawe czemu jeszcze żyję? Żandarmeria to banda tchórzy, ale umie kopać leżącego. To im wychodzi najlepiej. Tymczasem wydaję mi się, że się nie starają... Pewnie mają za zadanie mnie zmiękczyć zanim przyjdzie ktoś na przesłuchanie. Jakoś im się to nie udało. Nawet w mojej celi pili alkohol i zasnęli po zaledwie kilku godzinach. Przez nich i ja się zdrzemnąłem. Dopóki nie dowiem się, gdzie trzymają Isabel i Farlana, nie ucieknę. Nie jest to możliwe bez rozmowy z nimi niestety. Postanowiłem w tym wypadku łaskawie otworzyć oczy i spojrzeć moim prześladowcom w twarz. Wiedziałem, że zaczną walić mocniej, ale nie potrafiłem powstrzymać mojego pogardliwego spojrzenia.
Twarz pijanego żandarma zrobiła się purpurowa od złości, krzyknął do swojego koleżki, aby tu podszedł i przytrzymał na chwile bat. Ten początkową marudził, ale znał kolegę dobrze i postanowił zrobić mu przysługę w postaci częściowego wypełnienia swoich obowiązków. Purpurowy zaś zamachnął się i uderzył mnie w twarz. Niestety pożałował tego prędko. Byłem twardszy od jego uderzenia, co mówiło, że albo on jest słaby, albo ja za silny. Co ciekawsze to obie były prawidłowe. Fiolet zgiął się w pół i zaczął zwijać się z bólu. Według mnie to przesada... Niestety, też trochę to odczułem. Nieukazany ból świdrował mój lewy policzek. Nie byłem jednak aż tak miękki, aby to okazać. Żandarm zaś pamiętając swoje doświadczenia postanowiła kontynuować z batem i lewą ręką. Prawa na jakiś czas na nic mu się nie przyda, złamał nadgarstek. Jego złość była jednak na tyle wielka, że zamiast odpocząć postanowił "pracować". W mojej głowie zaś zrodził się plan.

Ian

Akcja sprzed kilku dni nadal była przed moimi oczami. Śniła mi się za każdym razem, gdy próbowałem spać. Bezsenność to mój nie jedyny problem. Zostałem przydzielony, aby dzisiaj go pilnować, tego zabójcę! Dlaczego jeszcze żyje? Czemu go nie zabili? Co jest powodem, dla którego nie pomścili swoich towarzyszy!? Jego umiejętności? Ktoś taki nie może przecież zostać żołnierzem! Słyszałem, że pan Neath przekaże sprawę i jej szczegóły swojemu przełożonemu. Podobno mam mu asystować do końca sprawy, a później zdecydują co dalej. Chcą mnie awansować? Za co? Za patrzenie jak on bez najmniejszych zahamowań czy trudności niszczy nas i zabija naszych towarzyszy! Za naszą bezczynność i niemoc względem jednego bandyty? Przed oczami mam widok krwi, śmierci...
W zwiadowcach to norma, zobaczyłem ich po wszystkim. Widzieli widok tych trupów i nawet nie zareagowali... Oni nie są ludźmi. Człowiek nie mógłby tak lekko tego wszystkiego przyjąć. Wyrzekli się już swojego człowieczeństwa. Czy ona również się taka stanie? Zawsze była dziwna, czasami chłodna, ale zwykle bardzo uczuciowa. Czy to o tym próbowała mi powiedzieć Anabel w czasie naszej rozmowy?

               Po mojej kolejnej kłótni z Yuki  o jakiś głupich zwiadowców postanowiłem się już do niej nigdy nie odzywać. Kontynuowałem te postanowienie przez kilka dni. Moi znajomi śmieli się, że małżeństwo się pokłóciło, a to mnie jedynie irytowało. Nigdy bym się nie ożenił z samobójcą. Jednak ktoś próbował nas pogodzić, a była to Anabel.
- Witam- jak zwykle ten chłodny ton, zero emocji czy uśmiechu. Pojawiał się jedynie, gdy rozmawiała z Yuki.
- Hej- nie wiedziałem jak z nią rozmawiać - Czegoś ode mnie chcesz?
- Przestań gniewać się z Yuki-chan i rozmawiaj z nią dopóki możesz- wtedy nie rozumiałem o co jej chodzi.
- Nie wiem, o czym ty mówisz, ale jak nie masz mi nic ważniejszego do powiedzenia, to będę już szedł- odwróciłem się z zamiarem odejścia, ale jej mała rączka złapała mnie w dość silnym uchwycie. Nie wiedziałem nawet, że ma tyle siły.
- Jak dołączy do zwiadowców, to już nie wróci - wiem, że większość umiera na pierwszej misji, ale dlaczego zakłada, że na pewno tak będzie? - Nie ważne, czy przeżyje, czy nie, Yuki-chan jako znamy umrze na zawsze, więc ciesz się nią dopóki możesz- jej spojrzenie było zabójcze, jej ton głosu upewniał mnie, że w to wierzy, więc aby nie powodować niepotrzebnie kłótni potaknąłem głową i poszedłem się pogodzić. Udało się to dopiero po licznych przeprosinach, fochach i przysługach z obu stron.

Teraz to rozumiem. Oni akceptują śmierć, aby przeżyć. To przerażające i okropne zarazem. Nie potrafię tego zrobić, nie potrafię sobie tego wyobrazić... Ale czy ja właśnie nie robię to samo, co oni? Nie próbuje przetrwać i zapomnieć??

Neath

Gabinet kapitana Ackermana nie należał do moich ulubionych miejsc.  Znajdował on się w miejscu dla większości ludzi nie znanym. Mimo wszystko kapitan służy tuż pod rodziną królewską. Nikt nieproszony nie może go znać. Ostrożni zapukałem i słysząc zaproszenie wszedłem.
 Jego biuro było takie jak on. Uporządkowane pod kilkoma względami, a cała reszta walała się bez żadnego znaczenia. Wystrój na pierwszy rzut oka był jak każdego wyzej postawionego żołnierza.  Ten jednak skrywał znacznie więcej tajemnic.  Mimo że dla kogoś zwykłego nie ma tu nic nadzwyczajnego, to osoby znające się na życiu widziały tu tylko magazyn z bronią. Kapitan mógł nas zabić z prawie wszystkiego, co tutaj się znajdowało nie uwzględniając niezliczonej ilości pochowanej broni. Przestałem się oglądać, aby nie wyglądało to podejrzanie i  zasalutowałem.  Po zobaczenia znaku spocznij zacząłem mówić:
- Schwytaliśmy złodzieja z podziemi, ale mieliśmy z nim nie lada problem. Zabił dziesięciu naszych ludzi w czasie walki, a ponad dwudziestu ciężko poranił- zatrzymałem się na chwilę i widząc jak kapitan mi pozwolił na dalszą rozmowę zacząłem kontynuować- Jego manewr był wyśmienity i w znacznym stopniu wyprzedzał umiejętności nasze i zwiadowców. Uciekł nam mimo ich pomocy. Udało nam się go pojmać przez zaszantażowanie życiem jego przyjaciół. Poddał się prawie natychmiastową, więc mogę wnioskować, że dobrze rozumie sytuację i bardzo zależy mu na jego towarzyszach. W tej chwili został zamknięty w więzieniu i przesłuchują go moi ludzie.
Na tym skończyłem swój raport. Kapitan wyglądał jakby się nad czymś zastanawiał.
- Jak ma na imię? - takie proste pytanie, a takie nieprawdopodobne... Jego siła tak bardzo go zainteresowała?
- Niestety jeszcze nic nie wiemy, mam zamiar za chwilę przesłuchać jego przyjaciół- Kapitan wyraźnie się  nad czymś zastanawiał. Zaczęło mnie to intrygować...
- Rozumiem, możesz odejść - powiedział patrząc  mi prosto w oczy. Wtedy zobaczyłem w nich iskrę i wiedziałem, że dowiem się jej znaczenia. Skinąłem jednak głową i wyszedłem bez słowa. Nie jest to ani czas ani miejsce.

Ian

Przerażanie, wściekłość, żal, furia, smutek, strach…
Te uczucia towarzyszyły mi w drodze do miejsca, gdzie był przetrzymywany nasz wyjątkowy więzień. Miałem go pilnować i spróbować zmusić do gadania razem ze starszym ode mnie zarówno stopniem i wiekiem żandarmem o imieniu Yashamaru. Nie wyglądał na specjalnie przejętego, widać było ogromny spokój i brak jakiegokolwiek zainteresowania. Dla mnie każdy krok jest niezwykle trudny. Nie rozumiem, czym tak bardzo się różnimy?
Właśnie w tej chwili doszliśmy do celi. Buło to najbardziej obskurne, najmniej lubiane i przeznaczone tylko dla najgorszych miejsce.  Metalowe drzwi stały tuż przede mną. Wahałem się. Widząc to mój towarzysz otworzył je za mnie. W środku było troje ludzi. Z jednego z nich leciała krew strumieniami. To była krew jednego z żołnierzy, a drugi był najwyraźniej nieprzytomny. Nad nimi stał więzień. Usłyszałem tylko:

- Czyli nic więcej nie wiecie? Jesteście beznadziejni, ale cóż, tak bywa. Miło wiedzieć jednak, że są tutaj.  W każdym bądź razie wygląda na to, że mamy towarzystwo. Niestety śpieszy mi się, więc…- w jednej chwili pojawił się przy mnie, poczułem silne uderzenie, a świat dookoła pogrążył się w ciemności…


Rozdział piąty spóźniony, ale dzięki przypomnieniu przez Hanie dokończony i opublikowany :) Powód opóźnienia: nowe anime, które polecam Fate/ stay night Ultimated blade sword; Owari no seraph i Fate/ zero ( każdy ma dwie serie :D ) Dziękuję za uwagę i do zobaczenia :D Przy okazji jak macie mi coś do polecenia, to bardzo proszę <3  Pozdro <3 <3 <3

sobota, 9 kwietnia 2016

Rozdział 4 Taniec ostrzy



Levi


Miałem kilka sekund na unikniecie strzału. Niestety nie udało mi się to w pełni i zostałem draśnięty w lewe ramię. To był ten sam żołnierz, co wcześniej, ale tym razem prawie trafił. Lepiej nie dać mu szansy na trzeci strzał. Ważniejsze jest to, iż nie wiem, gdzie są Farlan i Isabel. Zostali złapani, a może uciekli? Mam nadzieję, że to drugie. Zanim się jednak obejrzałem z kilku zaułków wypadła żandarmeria... Ta sytuacja mi coś przypomina, a dokładniej to konfrontacje z Kennym... Cholera, mogło być lepiej . Na szczęście ci tutaj muszą korzystać z mieczy na sprzęcie trójwymiarowym, co praktycznie daję mi zwycięstwo. Nie żebym miał przegrać w innej sytuacji.   
Zręcznie unikam ataku jednego z nich z lewej strony i w czasie wymijania unieszkodliwiam poprzez przecięcie mięśni nóg. Nie będzie mógł przez długi czas chodzić, a co dopiero walczyć. Ten sam los spotyka kolejnych żandarmów. Są wobec mnie bezsilni. Z łatwością blokuję jednego z nich, biję drugiego i tnę trzeciego. Z boku wygląda to jak taniec ostrzy, każdy ruch  kończy się sukcesem i ci, którzy nie nadążają, kończą w objęciach śmierci. Nie będę udawał, że jestem z tego zadowolony, ale muszę uciec i ich znaleźć. Wszystko jest jakby w spowolnionym tempie. Każde ciecie, każdy atak, każdy unik... Czuję je. Kolejny żołnierz strzela, odbijam kulę mieczem i trafia ona strzelca w głowę. Chłopak był jeszcze młody, w oczach miał łzy. Bał się i miał czego. Mimo to nie zawahałem się, zabiłem go, mimo że nie chciałem...
 Kolejni stanęli mi na drodze. To byli zwiadowcy z Erwinem na czele! Nie chce ich zabić. Dosyć tego . Rozbiłem już wcześniej ich formacje z tyłu i miałem wystarczającą czasu na ucieczkę. Zaczynam manewrować, unikam strzałów, odbijam się od komina, od ściany budynku i od murku. Nie zatrzymuję się. Zwiadowcy się jednak nie poddają. Na szczęście  znam ich formacje. Obędzie się bez zbędnych ofiar. Kilka uników, unieruchomienie odpowiedniego z nich i formacja ma dziurę. Przechodzę przez nią, uciekam im. Omijam kolejne budynki, ludzi i stragany. Przechodzę przez kolejne zaułki. Jeszcze parę manewrów i odwracam się do góry nogami. Patrzę, co się dzieje za mną. Zgubiłem ich. Chyba. Teraz wystarczy, że znajdę Farlana i Isabel. Niestety moja radość jest przedwczesna.
Słyszę hałas, odwracam się i widzę, nie widzę... Słyszę głos z daleka:
-Miło mi cię poznać, naprawdę jesteś niesamowity, ale chyba czegoś nie przewidziałeś...



Neath


Po wypowiedzeniu tych słów mogłem liczyć tylko na to, że dba o swoich towarzyszy. Nikt z nas... Nie, w żandarmerii, a może i we wszystkich korpusach nie jest tak silny. Może kapitan Ackerman dałby mu radę, ale jak teraz ucieknie, to koniec.
- O czym ty do cholery mówisz?- to pierwszy raz, gdy słyszę jego głos. Można w nim wyczuć siłę... Naprawdę chce go złamać!
- Mamy twoich przyjaciół- złodziei. Oczywiście jeśli się mylę , to ich głowy wylądują za chwilę pod twoimi stopami- nie powiem, że nie czerpałem z tego radości. Cholernie mnie to cieszyło. Właśnie jego brak odpowiedzi potwierdził, że mimo swojej siły nie jest wstanie wygrać. Jednak naszą szale przechyliła głośna wypowiedź jednej z dwójki pochwyconych!
- Uciekaj, bracholu, nie martw się o nas i WIEJ!!!- nie mogłem prosić o więcej, mina tego drugiego tylko upewniła mnie co do zgodności.
Nagle stało się coś, czego mimo wszystko się nie spodziewałem. Wyszedł on naprzeciwko nas z wysoko uniesioną głową.  Tak naprawdę to był pierwszy raz, kiedy go widziałem. Młody, dość niski o kruczoczarnych włosach w całkiem niezłych ubraniach ( widać, że złodziej) z przerażającym spojrzeniem. Taki był nas oprawca, nawet po poddaniu jego wzrok nie złagodniał, a wręcz był jeszcze bardziej intensywny. Prawdopodobnie w tej chwili wymyślał swoją zemstę. Nasi przystawiali spluwy do głów jego przyjaciół, dla których się poddał. Nic na nich nie mamy, więc zostaną aresztowani  za kradzieże, tak prowizorycznie. Jego czeka inny los. Obserwowałem jak moi ludzie ze strachem w oczach go rozbrajają i zakuwają w kajdany. Nie powiem, to na pewną będzie dobrze świadczyć o Żandarmerii. Złapaliśmy mimo wszystko jednego z największych i najsilniejszych złodziei w podziemnym świecie.


*

Yuki

Zawsze chciałam być zwiadowcą tak jak mój tata, Isao Okazaka. Niestety zginął, kiedy miałam rok. Został pożarty przez tę potwory, tytany. Praktycznie go nie pamiętam , ale ten pociąg do zobaczenia zewnętrznego świata został mi przekazany w genach. Podobno moja babcia też była zwiadowcą. To już rodzinne.
Moja mama, Kyoko, przez całe życie starała się wybić mi to z głowy, ale jej się nie udało. Był jednak jeden warunek: Na trening pójdę dopiero jak skończę lat szesnaście. Usprawiedliwiała się tym, że chce spędzić ze mną trochę więcej czasu. Znałam jej cierpienie, chciała abym była przy niej. Tęskniła za tato, ale nigdy nie wypomniała mu, nawet w złości, że zginął w taki sposób. Nie gniewała się za to, że był zwiadowcą. Zawsze go wspierała.
Mama sama w sobie była okolicznym lekarzem. Podobno kiedyś mieszkała w murze Sina. Zostawiła jednak rodzinny dom i jego bogactwa dla taty.  Dziadek nigdy jej tego nie wybaczył. Miała wyjść za jakiegoś arystokratę, ale miłość była dla niej ważniejsza niż wszystko inne. Wybrała biedniejsze i znacznie skromniejsze życie. Nigdy nie marudziła. Tylko raz widziałam, aby płakała. Było to kiedy skończyłam szkolenie i oznajmiłam, że od dziś jestem w zwiadowcach. Z jej ust usłyszałam tylko, że jestem taka jak ojciec. Po chwili przytuliła mnie i nie puściła przez pewien czas.
W tej chwili jestem w oddziale Erwina Smith'a. On nie jest zwykłym człowiekiem. Ma niesamowite zdolności przywódcze i potrafi przewidzieć więcej niż inni. Jest też świetnie wyszkolony i świetnie posługuję się manewrem. Inny z moich kolegów z drużyny jest Mike Zacharius, zastępca dowódcy. Ma niesamowite zmysły, w szczególności węch. Można powiedzieć, że jest jednym z lepszych w korpusie. Ostatni z bardziej znanych mi towarzyszy to Andrew Jackson. Jest całkiem niezły w walce mieczem, ale ma małe problemy z sprzętem trójwymiarowym. Znam go, bo byliśmy razem w korpusie treningowym. Szczerze, jest to powierzchowna znajomość. Resztę dopiero będę poznawać i szczerze nie pamiętam nawet ich wszystkich imion. To trochę żałosne, ale mam słabo pamięć do imion. Nigdy jednak nie zapominam twarzy.
 Nikt z moich znajomych tu nie dołączył. Zdanie Ian'a znałam już dawno i często się z nim sprzeczałam, aby przestał źle mówić o zawiadowcach. Nie potrafił mnie zrozumieć. Anabel za to zawsze  wspierała mnie wspierała we wszystkim, ale za bardzo bała się pójść w moje ślady. Pochodziła z Shinganshiny i często widziała powracających żołnierzy. Nie chciała tak skończyć. Nikogo nie będę namawiać, to tylko moja decyzja, a taką trzeba podjąć samemu. Reszta z moich znajomych albo mnie lubiła, albo ignorowała. No był jeszcze Marco... ( wiadomość od autorki: to nie TEN Marco ) Pewnie już o mnie nie pamięta. Większość dziewczyn, które spotkał, zakochały się w nim bez wzajemności i później cierpiały z tego powodu. Cześć zniosła to dość dobrze i szybko się podniosła. Inni wpadali w depresję. Ja należałam do grupy drugiej, jak matka kiedyś cierpię z miłości. Na szczęście w czasie mojego ostatniego spotkania gdy mama przestała mnie trzymać w uścisku zapytałam o radę. Zaśmiała się serdecznie i powiedziała, że nie ma. Trzeba odchorować. I odchorowałam. Zostałam z postanowieniem, że już nigdy się nie zakocham.
Tak mniej więcej wyglądało moje życie jako zwykłego człowieka, który aspiruję do bycia żołnierza. Teraz będzie to życie zwiadowcy. Pełne niebezpieczeństw i prawdopodobnie skończy się moją szybką śmiercią, ale nie żałuję. Mimo wszystko zobaczę świat za murami tak jak tata.
Ogólnie to w tej chwili siedzę w miejscu zebrań mojego oddziału. Jak zawsze przyszłam wcześniej. Za to mój dowódca przyszedł na czas. Mogłabym nawet stwierdzić, że był dokładny co do sekundy. Przerażające poczucie czasu, otoczenia i ludzi. Z nim wszedł Mike. Nie był uśmiechnięty, co mnie nie zdziwiło. Po ich minach twierdzę, że coś się stało. Po chwili wszedł zziajany Andrew i reszta drużyny. Musiał zapomnieć o spotkaniu, to takie typowe. Erwin się uśmiechnął i zaczął swoją przemowę:
- Miło, że wszyscy tu jesteście. Przejdźmy więc do rzeczy- to takie typowe z jego strony, wszystko bez owijania w bawełnę, a najważniejszych rzeczy i tak nie powie- Żandarmeria złapała jakiegoś bandytę. Podobno jego umiejętności są wybitne- skoro tak, to dlaczego żandarmeria go złapała?- Zabił wielu i zranił jeszcze więcej. Poddał się po dowiedzeniu o złapaniu jego towarzyszy. Podobno był świetny w używaniu 3DG. Jeśli wierzyć świadkom był lepszy nawet od naszych weteranów. Dowódca Keith postanowił walczyć o jego przyłączenie się do Zwiadowców- jakiś złodziej w tym korpusie? Co to za pomysły? Czy oni już całkiem oszaleli!?- Zgadzam się z jego opinią, jako jeden z niewielu zwiadowców zostałem wezwany z wsparciem, ale zanim cokolwiek zrobiliśmy, on uciekł. Dopiero później się poddał. Jego umiejętności przydadzą się w walce z tytanami- Nie mogę w to uwierzyć... Oby nie skończyło się na tym, że Ian miał rację...- Zapomniałem dodać, że żandarmeria również go chce i ma do tego pierwszeństwo ze względu na to, że go złapali. Wiem też, że może wam się to nie podobać, ale ta decyzja jest podjęta tylko dla dobra ludzkości. Dziękuję, to wszystko, możecie się rozejść.

Po usłyszeniu tych słów wszyscy zasalutowaliśmy, a Erwin z Mike opuścili pokój. Nigdy nie wiem, co oni tak naprawdę myślą. Dodatkową ta sprawa z tym bandytą... Jest całkiem popularny, czyż nie? Zabił lub zranił paru żandarmów, więc jak wpadnie w ręce żandarmerii, to  długo nie pożyjesz.  Zakładamy więc, że przeżyje do procesu, co? Nie jestem tego taka pewna.


Rozdział numer cztery już za nami, miło było, ale się skończyło. Levi ma o co mieć do mnie za złe, ale nie może się odezwać, bo jest w więzieniu.
 Przy okazji mamy ( my znaczy fani SnK) taki dylemat, że zgodnie z ostatnim chapterem mangi naszym bohaterom nie idzie za dobrze. Nie będę spoilerować za dużo, ale fani Erwina mogą zacząć się martwić. Ja drżę o Levi'ego... ALE już nic więcej nie powiem. A i postanowiłam próbować dodawać rozdziały co sobota. Dam z siebie wszystko w tej sprawie!!! To tyle na dzisiaj, ja się żegnam i do zobaczenia :D
I ogólnie to wiem, ze słabo pisze opisy walk, proszę was o wybaczenie i postaram się poprawić przez doświadczenie, wytrzymajcie to, ok?

poniedziałek, 4 kwietnia 2016

Rozdział 3 Nocna akcja

Ian

Próbowałem zasnąć, ale nie mogłem. Na domiar złego zaczęłam zastanawiać się nad swoim życiem. Trochę późną, heh? Urodziłem się i wychowałem w Troście. Moja rodzina nie należała do najbogatszych, ale nie miałem źle. Chodziłem do szkoły, nauczyłem się czytać, pisać i liczyć. Wiele członków Straży Granicznej mówiło jednak zarówno mnie jak i moim rodzicom, iż nadaję się na żołnierza. Od dziecka byłem dość szybki, zwinny i miałem nie najgorszy instynkt. Nie chciałem jednak nim zostać. Wydawało mi się, że nie ma to sensu i bardziej przydam się zostając tutaj i pomagając rodzicom. Niestety kiedy miałem piętnaście lat mama zachorowała i zmarła.
 Po tym wydarzeniu ojciec zamknął się w sobie. Praktycznie nie rozmawialiśmy. Nie miałem z kim podzielić się swoim bólem. Moi przyjaciele nie potrafili mnie zrozumieć. Mówili niby, że mi współczują, ale chcieli jak najszybciej zmienić temat. Płakałem w duchu, a po moich policzkach płynęły niewidzialne łzy, materialne tylko w nocy. Samotność to rzecz najgorsza. Pewnego wieczoru, gdy ponownie próbowałem nawiązać kontakt z ojcem, on z spokojem i jakoś dziwną pustką w oczach powiedział, abym został żołnierzem. Moje słowa sprzeciwu nic nie dały. Ojciec wykrzyknął mi w twarz, że tak będzie najlepiej dla wszystkich. W jego słowach słyszałem jakby mnie nienawidził. Nie... To było jego cierpienie, gdy patrzył na mnie, jedyne co zostało po mamie. Zgodziłem się, nie chciałem być dla niego ciężarem. Trening trwał trzy lata. Nie mogę powiedzieć, że było łatwo, ale radziłem sobie. Ostatecznie byłem uplasowany w pierwszej dziesiątce i mogłem dołączyć do żandarmerii. Wszyscy  moi znajomy z akademii zostali przydzieleni gdzie indziej. Cześć dostała się do pierwszej dziesiątki, inni zostali przydzieleni do Straży Granicznej. Tylko jedna osoba z moich bliższych znajomych jest w tej chwili w najbardziej niebezpiecznym z korpusów.
Nigdy nie chciałem dołączyć do zwiadowców. Oddają oni życie walcząc na zewnątrz muru z tytanami, ale tak naprawdę nic tym jeszcze nie osiągnęli. Słyszałem o ich sile, ale dlaczego marnują ją w taki sposób? Nie mogą skupić się na ochronie ludności wewnątrz murów? Zadaniem żołnierza jest chronienie niewinnych ludzi, a nie oddawanie życia bezsensownie. Myślałem, że wybór żandarmerii, oddziałowi służącemu królowi to najlepsze wyjście, ale... Nie to sobie wyobrażałem. Jedynym kompetentnym żołnierzem ze wszystkich, których dotąd spotkałem, jest pan Neath.  Aura dookoła niego jest całkowicie inna. Dodatkowo wkłada w swoją pracę serce... Jeśli będzie to możliwe, to chciałbym dołączyć do jego oddziału. Moje przemyślenia przerwał hałas. Świadomy stanu  moich współtowarzyszy postanowiłem to sprawdzić.


Levi


Akcja miała zacząć się wieczorem po otrzymaniu informacji o miejscu chwilowego postoju oddziału żandarmerii. Zgodnie z planem mieliśmy wejść i wyjść szybko i niepostrzeżenie. Zabieramy tylko sprzęt i wiejemy. Nie zamierzam dawać żandarmerii więcej wskazówek odnośnie miejsca naszego pobytu. Nie ważne jak beznadziejni są, ale mam przeczucie, że coś złego się stanie. Cholera, nie mogę się teraz rozmyślać, to zbyt niebezpieczne. Rozejrzałem się wokół, Isabel i Farlan byli na swoich miejscach, a żandarmeria wydawała się już całkiem podpita, nawet jak spowodujemy mały hałas, to tego nie zauważą.
Razem z Isabel pilnowaliśmy, aby nikt nie podchodził, a Farlan bawił się z zamkiem od okna.
- Co tak długo?- zapytałem wreszcie zdenerwowany.
- Nie chce się otworzyć,  coś się chyba zacięło!- nie było lepszej chwili, aby wszystko się zawaliło? Nie mamy czasu!
- Odsuń się!- krzyknąłem raczej nie po cichu i bez chwili zwłoki wykopałem tę okno z zawiasów. Hałasu nie dałoby się nie zauważyć. Nawet takie cieniasy wyczują, że coś jest nie tak - Uciekajcie beze mnie, zaraz wrócę! Bez pytań i w nogi!!- Isabel miała już zaprotestować, ale Farlan pociągnął ją za sobą. Teraz wszystko w moich rękach. Zszedłem na dół i zacząłem w pośpiechu przeszukiwać ekwipunek policji. Znalazłem. Szybko założyłem jeden z nich, wziąłem do tego zestaw mieczy i zapakowałem dwa inne do worka. Nagle usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi. Nadchodzą!!! Wyrzucam worek przez zniszczone okno i wychodzę za nim. Ktoś krzyczy. Odwracam się i widzę żandarma celującego we mnie bronią! Reaguję szybko, uruchamiam sprzęt, łapie worek i znikam. Ktoś próbuje mnie gonić, ale nie daje rady. Jestem dużo lepszy od nich wszystkich razem wziętych. Zaskoczeni to mało powiedziane. Ostatnie, co z ich strony usłyszałem, to przekleństwa pod moim adresem. 
Sprzęt trójwymiarowy to tylko preludium prawdziwej wolności z jakiej cieszą się zwiadowcy. Jednak nawet ta odrobina potrafi zmienić spojrzenie na świat, oderwać się od tego śmietnika jakim było podziemie. Powoli zbliżałem się do naszej bazy, musiałem więc zejść na ziemię, tak dla pewności. Kaptur zasłaniał mi twarz, a latarnie podziemne nie świeciły za mocno. Po cichutku jak cień przekradałem się z kąta w kąt. Tak jak mówił Farlan, wielu domyśla się mojej winy i lepiej na jakiś czas nie pokazywać się. Nie mówię o chowaniu się, to wykluczone. Unikam zwyczajnie kłopotów. Patrząc na godzinę i dzień jest dziś pełnia księżyca... Jak wiele gwiazd jest widocznych? Może żadna? Stąd nigdy ich ponownie nie zobaczę, nie ma się co wahać.  Mam jeszcze wiele do zrobienia.


Neath

Po zebraniu wszystkich potrzebnych mi informacji wróciłem do naszego noclegu i zastałem nie tylko spodziewany nieporządek, ale również zniszczone okno i parę innych rzeczy. Jak dobrze musieli się bawić, aby zrobić takie zniszczenia? Nie było mnie na kolacji, mam nadzieję , że kucharz nie poszedł jeszcze do domu. Nagle podchodzi Ian i mi salutuje.
- Możecie spocząć, żołnierzu. Widzę, że całkiem nieźle sobie pobalowa liście kiedy mnie nie było- nie potwierdził tego, co powiedziałem. Wyglądał na zawiedzionego.
- Sir, zostaliśmy zaatakowani przez jakiegoś nieznanego bandytę, który ukradł nam sprzęt trójwymiarowy sztuki trzy i przy użyciu jednego uciekł- uciekł na sprzęcie? Bez poprzedniego treningu bez względu na talent nie jest możliwe uciec żandarmerii, nawet jak nie mamy doświadczenia.
- Starałem się go zatrzymać, ale uniknął mojego strzału w jego nogę i zaczął uciekać- dlaczego strzelał w nogę, a nie w głowę? Mógłby go trafić w na przykład tą cholerną kończynę, bo przecież zrobił unik, a tak trzeba się będzie z nim użerać- Zaczęliśmy gonić go na naszym sprzęcie, ale był od nas szybszy, zwinniejszy i zwyczajnie dużo lepszy...- w rym momencie spuścił głowę w dół. Nie dziwię mu się, jakiś bandzior okazał się lepszy od wytrenowanych żołnierzy i to żandarmerii. Rozumiem, że wstydzi się takiego rezultatu, ale...
- Nie patrz tak, to było zaplanowane- podniósł zdziwiony swoją głowę- Wiemy, gdzie jest ich kryjówka, a wiedząc iż jest profesjonalistą, powrót do bazy zajmie mu dłużej. Zwyczajnie pójdzie okrężną drogo- nie wszystko z tego było kłamstwem, planu żadnego jednak nie było...- To ta sama osoba, która przyczyniła się do śmierci Sawney'a.
- Skąd pan to wie?- jego oczy wyrażały podziw i zdumienie. Gdyby znał sposób przeze mnie użyty jego podejście by się zmieniło. Na szczęście trupy nie gadają.
- Nie pytaj. Chodź już, należy przygotować się do drugiej fazy naszego planu, znajdziemy i zaprowadzimy przed sąd tego bandytę!- jeżeli plotki są prawdziwe, to mamy kłopoty. Nie możemy stać bezsilnie, lecz ta opcja może być jeszcze gorsza. Jeśli nie ukradłby sprzętu, to bym go nie ścigał, ale teraz to niemożliwe. Może kieruję nim chęć wyjścia na powierzchnię? Niedługo jak wszystko się uda, będę miał dużo czasu na pytania.

 Levi

            Drzwi do jednego z niewielu czystych domów były tuż przede mną, delikatnie, bez szelestów otworzyłem je i ku mojemu zdziwieniu prosto w moją głowę był skierowany pistolet. W miejscu, w którym spodziewałem się zobaczyć Isabel stał żandarm.


            I oto rozdział 3! Jeszcze nigdy nie zaszłam tak daleko :P Dziękuję ci Haniu za poganianie, bo to pomaga :) Akcja idzie do przodu, może trochę za szybko, ale o tym się dopiero przekonamy. Do następnego. Pozdrawiam <3


poniedziałek, 28 marca 2016

Rozdział 2 Przeciwnik

Powrót do naszej bazy nie zajął mi  specjalnie długo. Miałem jednak wątpliwości związane z naszą teraźniejszą sytuacją. Jeśli żandarmeria wpadnie na nasz trop, to nie mamy zbyt dużych szans na ucieczkę, a zabicie ich nie wchodzi w grę. Mogą gównianie wykonywać swoją robotę, ale ich śmierć wywoła panikę wśród ludzi i nie przyniesie nam niczego dobrego... Idąc tym tropem nigdy stąd nie wyjdziemy. W takim wypadku muszę podjąć trochę szaloną, ale chyba jedyną słuszną decyzję. Ukradniemy naszą drogę ucieczki i przetrwamy! Tym razem nie pozwolę im umrzeć... Chwila, ta droga nie prowadzi mnie na ścieżkę zwiadowców, idąc ją nie spotkam Erwina i członków mojego zespołu...    Rzucić wyzwanie losowi? Może tak? W takim razie wezmę całą pulę, najpierw zadbam o to, by pozostali bezpieczni na powierzchni, a później dołączę do oddziału Erwina. Moje ideały się nie zmieniły, nadal zamierzam wyrżnąć wszystkich tytanów i nie mogę o tym zapomnieć. Pierwszy krok to zdobycie sprzętu do trójwymiarowego manewru, bez niego nie wygramy.
Wszedłem do domu i zastałem go w troszeczkę lepszym stanie niż gdy wychodziłem, ale nadal miałem parę uwag. W kącie walały się ledwie widoczne okruszki chleba, w rogu dywaniku zauważyłem kurz, a na ścianie była mała planka o średnicy ok. 4 mm. Może jednak nie będę kazał jej już dzisiaj tego poprawić, jest już wieczór mimo wszystko. Moje rozmyślenia przerwał szelest z lewej strony. To był Farlan.
- Już wróciłeś. Levi? - nie podoba mi się jego postawa- Wiesz, że nie chce, abyś miał wrażenie, iż próbuję cię kontrolować, ale... - na chwile zawahał się jakby raz jeszcze chciał przemyśleć swoje słowa i kontynuował- kogo tym razem zabiłeś? - pytanie było przewidywalne, ale nie odpowiadałem na nie- Widzę krew na twoim sztylecie, dodatkowo długo cię nie było i twoja reakcja na moje słowa to wystarczająco.
-....- przez chwilę milczałem, Farlan jak zawsze potrafi dobrze połączyć fakty, nic nadzwyczajnego. Wiedziałem również, co mu powiem- Skoro wiesz, to czemu pytasz?
- Levi, wszyscy mówią o tym, że jakiś nadziany koleś i jego ludzie zostali zabici przez jedno osobę. Żandarmeria została już wezwana, a każdy, kto choć trochę zna tutejsze tereny, domyśla się, że to byłeś ty! Wystarczy, że przycisną odpowiednią osobę i sytuacja zrobi się nieprzyjemna...- niedobrze, nie pomyślałem, że żandarmeria mogłaby działać tak szybko. Nasza sytuacja staje się z minuty na minutę coraz bardziej gówniana.
- Nie zabiłem go, tylko porządnie skopałem, jeśli chodzi o jego sługi, to nimi nikt za bardzo się nie przejmie- zgaduję po jego minie, że go nie przekonałem.
- Nawet jeśli zostawiłeś go tam wiedząc, że umrze. Lepiej przez jakiś czas się nie wychylaj- co on powiedział? Mam się ukrywać? To nie zmieni mojej sytuacji, prędzej czy później trafimy na ich czarną listę, nie lepiej jest więc coś na tym zyskać?
- Farlan, nie będę się ukrywać. - jego mina mówiła mi, że chce mnie jakoś pouczyć, ale skutecznie uciszyłem go samym spojrzeniem- Zamierzam zaatakować tych gównianych policjantów i zdobyć sprzęt do trójwymiarowego manewru- nie pamiętam kiedy ostatni raz widziałem go aż tak przerażonego i zszokowanego jak teraz.
- Levi, czy ci odbiło??
- Nie, bez tego nigdy nie wyjdziemy z podziemia- powiedziałem dość spokojnie i luźno jak na taką sytuację- Czy nie jest to warte podjęcia ryzyka?
- Możliwe, że tak, ale jeśli nam się nie uda, to...
- Nie martw się na zapas, damy radę - mimo pewnego głosu miałem wątpliwości, ale nie poddałem się im. Jeśli zaczynasz wątpić, umierasz.

*

Nigdy nie sądziłem, że zostanę przydzielony do tak beznadziejnego zajęcia jak odnalezienie i zlikwidowanie zabójców- albo zabójcy- Sadwey'a, Ten obrzydliwy i pyszałkowaty szlachcic nie był przeze mnie lubiany, ale miał wpływy i pomagał nam z własnej woli. Mieliśmy z tego korzyść. Teraz, aby nie odstraszyć innych, musimy ukarać winnych. Ach ta polityka. Jednak nadal nie do końca rozumiem myślenie kapitana Ackermana. Jest przerażającym człowiekiem i lepiej z nim nie zadzierać, więc nie za bardzo marudziłem mu w tej sprawie. Przecież znalezienie winowajcy i pozbycie się go nie może być trudne.
Dotarcie na miejsce zajęło mi więcej czasu niż myślałem. Podziemne miasto jest ohydne, pełno tu brudnych, bezużytecznych ludzi żyjących jedynie pragnieniem wyjścia z tej dziury. I tak ostatecznie im się nie uda wieść wymarzonego życia, a nikt na powierzchni ich nie oczekuję. Przemyślenia przerwało mi podejście jednego z nowych członków żandarmerii, jeśli mnie pamięć nie myli, nazywa się  Ian Andara i zasłynął w swoim roku z użycia trójwymiarowego manewru i logicznego myślenia. Podobno ma talent. Jednak tu za bardzo mu się nie przyda, tak naprawdę jedyną wykwalifikowano jednostką jest oddział, w którym jestem i nie  służy on do walki z tytanami, lecz ludźmi. Nasze zadanie to służba królowi i likwidowanie możliwych buntowników. Dla mnie osobiście najbardziej podejrzani o to są Zwiadowcy, ale dopóki wychodzą za mury i giną, niewiele to zmienia. Wracając do tematu wcześniej Ian podszedł do mnie i powiedział:
- Melduję, że ofiara zmarła w wyniku uderzenia nożem, prawdopodobnie rabunek, bo nie ma praktycznie żadnych wartościowych rzeczy- świetnie, w takim wypadku wystarczy znaleźć rabusia i sprawa skończona- Odnalazłem tego niegodziwca, ale zarzeka się i co ważniejsze ma świadków, że był już praktycznie martwy jak go znalazł. Nie zmieni to jego kary, ale to oznacza, że w zabójstwo pana Sadwey'a jest zamieszany ktoś jeszcze- a miało być tak pięknie... Czemu młodzi muszą wszystko komplikować??- proponuję posłuchać zeznań poprzez wyznaczenie nagrody, tylko zeznania zgadzające się z naszymi dowodami będą uznawane. Za złapanie i przyprowadzenie tego przestępcy nagrodą będzie obywatelstwo. Dzięki temu nie będą go chronić ani niczego ukrywać- Sam to wymyślił? Z taką pomocą nie muszę się martwić o nic. Chyba powinienem przedstawić go potem kapitanowi.
- Niech będzie, to dobry pomysł. Zrealizuj go jak najszybciej i po zebraniu zeznań zdaj mi raport.
- Zrozumiałem, sir! Już biorę się do pracy!- ma sporo energii, mogę się cieszyć, znalazłem kamień szlachetny warty oszlifowania. Nie mogę się doczekać, co on jeszcze wymyśli. Nawet jeśli ten złodziejaszek jest nic nie wart to dobrze wypadniemy w oczach szlachty.
            Zanim jednak cokolwiek zrobię, to rozejrzę się po okolicy. Nieważne jak bardzo mnie ona obrzydza, może być tu coś wartego uwagi. Dla pewności nie pójdę w mundurze, plotki zawsze jakieś są, ale nic nie powiedzą przy kimś z Policji. Dodatkową mogą być agresywni, a do śledztwa nie potrzebuję rozgłosu. Moje nowe ubranie stanowiła zwykła, lekko już szara koszulka, brązowe, długie spodnie i skórzana marynarka. Wyglądam lepiej niż większość tych gnid, ale gorzej niż ktoś dobrze usytuowany z powierzchni. Nikomu nie powiedziałem o moim małym wypadzie. To będzie mój sekret.
            W pierwszym barze było dość cicho i nikt nic nie powiedział na ten temat, żadnych plotek. Postanowiłem więc przenieść się do innego bar. Nie był w najlepszej kondycji, ale pełno było w nim ludzi. Usiadłem przy barze i zwyczajnie zamówiłem piwo. Wokół było tak głośno, że trudno było cokolwiek usłyszeć  w całości. Miałem jednak na tyle dużo szczęścia ,że ludzie z informacjami i humorkiem po alkoholu, aby się nimi podzielić, siedzieli tuż za mną.
- Słyszeliście może o tym ścierwie? On i jego ludzie tak się wywyższali, a zostali zabici przez jedno osobę. Żałosne, hahahahahahahahahhah…- jedna osoba zabiła jego najlepszych ludzi? Nie wierzę… Jak silny on może być?
-Jestem pewny, że był to ten gówniarz Levi. Podobno widziano go w tamtejszej okolicy. Słyszałem o jeszcze lepszych akcjach z jego strony, to była dla niego pestka!!!- Muszę dowiedzieć się więcej o tym szczylu i powiedzieć kapitanowi. Może być w przyszłości poważną przeszkodą na naszej drodze.

- Zamknijcie się już, nie ważne czy on to zrobił czy kto inny. Lepiej uważajcie, co mówicie. Jak nie widzieliście, nie rozpuszczajcie plotek!- słysząc to wstali i zaczęła się kłótnia. Nie słuchałem dalej, zapłaciłem za swoje i wyszedłem.  



Hejka, jak tam lany poniedziałek?? Myślę, że humor na pewno dopisuje :P Postanowiłam opublikować coś tam dzisiaj, bo mam  w tym tygodniu sporo nauki. W każdym razie mam nadzieję, że jest na tyle dobrze czyli nie tak źle, abyście to przeczytali. Dedyk dla Hani za to, że tu jesteś <3 
 Przy okazji pojawili się nowi bohaterowie, których nie ma w zakładce, ale jak znajdę czas, to ich tam umieszczę. Pozdrawiam i do następnego :)

sobota, 26 marca 2016

Wielkanocne jajka

                   Droga do biura Dariusa Zackly wyjątkowo dłużyła się Erwinowi, nie był też pewny, dlaczego został wezwany, nie przewidywał tego.  Miał na głowie przygotowania do następnej wyprawy i to go w pełni angażowało. Zastanawiał się z  jakimi znowu trudnościami będą musieli się spotkać już w czasie jej organizowania. Został zaproszony do środka, zasalutował i usiadł na swoim miejscu.  Wiadomość od głównodowodzącego była jednak poza jego wyobrażeniami.
- Jakiś pijany żołnierz z żandarmerii wszedł bez pytania do mojego biura i postanowił zrobić wszystkim psikusa. Wziął wiele rzeczy, w tym dokumenty dotyczące waszej wyprawy i w niewiadomy nikomu sposób pochował je w jajka! Rozumiesz to?- twarz Erwina wyrażała teraz szok i niedowierzanie. Mimo wszystkich przywilejów żandarmerii, nikt z nich nie powinien być tak naiwny i beztroski, aby to zrobić. - Ten idiota  został już ukarany i wsadzony do więzienia. Gorzej, że nie pamięta, gdzie to wszystko pochował, a żandarmeria umyła od tego ręce. Jeśli chcesz, aby wyprawa się odbyła, musisz je znaleźć.

Erwin
  
               Po wyjściu od generała byłem bardzo zszokowany, nigdy bym się nie tego nie spodziewał, ale czy mamy wyjście? Bez względu na wszystko musimy odnaleźć wszystkie jajka, bo w jednym z nich jest przepustka dla naszej wyprawy. Niestety, jeśli powiem to głośno, to będą problemy. Mogę wprowadzić w to tylko najbardziej zaufane osoby. Jeśli taka afera wyda się do opinii publicznej, to podważy autorytet żołnierzy, w tym zwiadowców, a nie mogę na to pozwolić. Oddziałem, który odnajdzie zaginione jajka, będzie oddział specjalny Levi'ego w asyście Hanji. W nich nasza nadzieja.
Po  usłyszeniu szczegółów dotyczące swojej następnej misji każdy z dowódców inaczej zareagował. 
- Niech będzie, Erwin, ale tylko jeśli pozwolisz mi złapać tytana na następnej wyprawie - no tak, mogłem się domyślić, że nie zrezygnuje z czasu na eksperymenty i inne doświadczenia na coś tak mało znaczącego, a jednocześnie tak istotnego w drodze do celu. Po chwili zastanowienia, postanowiłem się zgodzić. Jej metoda łapania jest skuteczna i przyczyni się do zwycięstwa ludzkości.
- Niech będzie, dostaniesz pozwolenie- usłyszałem tylko głośny krzyk zadowolenia z jej strony, ale nie zwróciłem zbytnio uwagi. Wiedziałem, że tak zareaguje- A co z tobą? - zwróciłem się do Levi'ego.
- Czy im się już całkiem poprzestawiało w tej główce? Jeśli mają tyle czasu, aby przygotować taką zabawę, to mogą również się w nią bawić, nie sądzisz Erwin? Mamy przecież lepsze rzeczy do roboty- Levi'emu widać nie bardzo uśmiechało się w to bawić, nie dziwię mu się, ale...
- Nie mamy wyjścia, bo w razie niepowodzenia wyprawa się nie odbędzie i damy pretekst różnym osobom, aby już nigdy się nie odbyła- po minie kaprala wiem, że w pełni to rozumie.
- Wystarczy więc, że znajdziemy tylko jajko z tym dokumentem?
-Niestety nie, musicie przynieść je do mnie, bo tylko ja wiem jak on wygląda. Łatwo go pomylić z czymś innym.
- Mówiłeś, że żandarmeria się od tego odcięła, ale czy nie będzie im na rękę znaleźć ten dokument i nas uciszyć? - zapytała Hanji o to, do czego zamierzałem właśnie dojść. Wszyscy myśleli o tym samym.
- Tak, dlatego zależy mi, aby zajęli się tym najlepsi i w jak najkrótszym czasie- nie musiałem mówić więcej, oboje kiwnęli głową i wyszli na polowanie na jajka.

Narrator 

               Levi po wezwaniu swojej drużyny mimo swojej niechęci przedstawił im plan działania. Zdziwienie na ich twarzach nie miało końca, ale niektórzy brali to jako mało zabawę. Dla innych była to strata czasu, bo mogli w tym czasie zabić już paru tytanów.
Poszukiwania jajek odbywały się w drużynach:
1 drużyna:   Armin i Eren
2 drużyna:  Mikasa i Jean
3 drużyna: Connie i Sasha
4 drużyna:   Levi i Hanji
                         Jajka z tego, co wiedzieli, są w obrębie Stohess. Znalezienie ich nie będzie jednak łatwe, bo ten dystrykt jest całkiem duży, a jajeczek jest 30. Ich motywacją było to, że drużyna z najmniejszą ilością jajek wysprząta całą bazę. Niektórzy widzieli w tym szansę na odegranie się kapralowi za nadmierne wymagania względem porządków, ale była ona niska. Mimo to nikt nie chciał być nieszczęśnikiem, który znajdzie najmniej. Musieli się spieszyć, to walka o przetrwanie!


Armin i Eren/ narrator

              Krążą dookoła i nie znaleźli jeszcze ani jednego jajka. Armin stale próbował odnaleźć rozwiązanie tego problemu. Gdzie mogą być? Chyba najlepiej będzie przeszukać drogę od biura generała głównodowodzącego do koszar. Szanse, że je tam znajdą, są bardzo wysokie. Czemu więc nie spróbować?
- Eren, sprawdźmy drogę do baraków żandarmerii, jeśli mam racje znajdziemy tam parę jajek- Eren jakby chwilę nad tym rozmyślał, ale niepotrzebnie. Wierzył w zdolności dedukcyjne przyjaciela, ufał mu. Gdyby nie znajomość z nim, to prawdopodobnie nie chciałby zostać zwiadowcą. To właśnie Armin zaszczepił w nim chęć zobaczenia innych krain.
- Jasne, Armin. Nie możemy przecież przegrać z Jean’em i Mikasą!-Nie miał zamiaru przegrać z żadną z tych osób, pokaże Mikasie, że już jej nie potrzebuję! Jak zawsze zresztą, bo ostatecznie to ona ratuję mu tyłek lub kapral Levi.

Jean i Mikasa

                 Jean był w siódmym niebie, zawsze chciał być w parze z Mikasą, ale jakoś nigdy nie byli sam na sam. Trochę się denerwował. Zawsze był zazdrosny o tak dobre relacje czarnowłosej z tym idiotą Erenem, ale teraz była jego kolej.
- Um, Mikasa?- zapytał starając się mieć normalny głos i wyglądać przy tym jak najlepiej- Fajnie, ze jesteśmy razem w drużynie. To chyba pierwszy raz, co nie?- nie słysząc odpowiedzi koleżanki trochę się zirytował- E, Mikasa, słyszysz mnie?!
-… Coś mówiłeś?- dziewczyny są okrutne, nawet go nie słuchała- Wybacz, ale chce jak najszybciej znaleźć te jajka i wrócić do Erene-cios w serce, tak można by rzec. Było to jednak dość przewidywalne- Ja szukam po prawej, a ty po lewej. Idziemy!
Jean nie mając prawa głosu potulnie poszedł na lewą stronę przeklinając w duchu Erena. Najwyraźniej mu to pomogło, bo znalazł tam aż trzy jajka z rzędu.

Sasha i Connie

                Żaden z tej dwójki nie wiedział od czego by tu zacząć. Te jajka mogą być przecież wszędzie. Sasha jednak postanowiła pójść za instynktem i zamiast jajek znalazła kawałek mięsa na stole żandarmerii, a w środku pusto. Connie starał się ją powstrzymać, ale w pojedynkę nie miał szans. Do tej roboty potrzeba przynajmniej trójki ludzi. Dodatkową to mięso świetnie pachniało. Chciał je zjeść i dzięki temu Sasha łatwo go przekonała, a właściwie zrobił to jego żołądek. Ale się zdziwili jak zobaczyli trzy jajka niespodzianki, których szukali, leżących na talerzach. Żandarmeria musiała je znaleźć i zostawić. I w ten oto sposób upiekli oni dwie pieczenie na jednym ogniu.

Levi i Hanji

               Używając trochę dziwnych, ale skutecznych metod szukania Hanji, udało im się do tej pory znaleźć 10 jajek. Pozostało  jeszcze 20. Levi był cały poirytowany, bo kilka z nich musiał szukać w śmieciach… W ŚMIECIACH!!! Jeśli okaże się, że w żadnym z powyższych nie będzie tego, co szukają , ktoś umrze. Jego mina, postawa i spojrzenie to mówiły. Nie przeszkadzało to jednak pewnej okularnicy, aby rozmawiać z nim jak zawsze:
- Hej, Levi, nie smutaj się tak, kto wie w ilu jeszcze bardziej obrzydliwych miejscach są te jajka. W każdym bądź razie zwiedzisz ich jeszcze wiele- niektórzy nie wiedzą, kiedy się zamknąć- O patrz, tamten zaułek wygląda podejrzanie i pachnie od niego alkoholem! Chodźmy tam!- powiedziała entuzjastycznie.
- Sama tam pójdziesz, ja sprawdzę tutaj.
- Oj, nie bądź taki, to duży obszar i bez ciebie sobie nie poradzę. W najgorszym wypadku źle przeszukam i zaczynamy od nowa, tamten śmietnik też- pierwszy raz w życiu kapralowi chciało się wymiotować. Nie było rady. Zgodził się poprzez kiwniecie głowy. Hanji wiedziała co powiedzieć.
- Idziemy!- gdy to mówiła Levi zwrócił uwagę na przechodzących obok żandarmów. Trzymają coś w rekach… Czyżby jajka? W głowie Leviego zrodził się nowy plan.
- Okularnicą, spójrz na dół i powiedz mi, co widzisz- Hanji prawie natychmiastową zrozumiała sytuację, wymienili tylko spojrzenia i zaatakowali. Policjanci Królewscy nawet się nie zorientowali przez kogo ani jak wylądowali w śmietniku. W ten oto sposób zdobyli kolejne pięć jaj, a Levi nie musiał już wchodzić do żadnych gównianych śmieci.

*

Oto wyniki:
1- 5 szt.
2-  7 szt.
3-  3 szt.
4-  15 szt.
                   
                      Bezkonkurencyjnie wygrała drużyna 4 czyli Levi i Hanji, a sprzątać będą Sasha i Connie. Tak to się kończy, jak zamiast szukać, okrada się innych. Byli przerażeni tym, co ich czeka, a Levi nie wydawał się zadowolony. Wolałby, aby to Eren sprzątał, ale jak mus to mus. Najgorsze jednak okazało się, że w żadnym jajku nie było tego dokumentu. W tej samej chwili wszedł Komendant główny, Darius Zackly i powiedział:
- O widzę, że znaleźliście już wszystkie jajka. Niestety okazało się, że tego dokumentu nie wziął, tylko upadł on za szafę. Miło mi jednak, że odzyskaliście moje rzeczy. W każdym razie zabiorę je ze sobą, nie masz nic przeciwko, prawda Erwin?- dowódca zwiadowców tylko potwierdził to ruchem głowy, a ludzie Dariusa zabrali wszystko- Miłego dnia życzę!
                   Nikt się nie ruszył ,nikt nic  nie powiedział. Zmarnowali cały dzień na coś, czego nie musieli robić, niektórzy mają złamane serce, niektórzy czują porażkę, inni boją się dnia następnego, a jeszcze inni chcą kogoś zabić. Tylko jedna osoba była szczęśliwa, ponieważ otrzymała pozwolenie na złapanie tytana i wiecie, o kim mówię. To nasza kochana Hanji, która wyszła z uśmiechem na twarzy z całej tej sytuacji.




Dzień dobry wszystkim, nie ma dziś rozdziału tylko takie małe poboczne opowiadanko, mam nadzieję, że się spodobało :) Jak każdy na pewno zauważył dotyczy oną świąt wielkanocnych. Miałam je wstawić jutro, ale jest dziś. Życzę wam:
oraz mokrego śmigusa dyngusa!!!
Dziękuje za wszystko i pozdrawiam serdecznie <3 Do następnego :)

wtorek, 22 marca 2016

Rozdział 1 Podziemne zasady

Isabel            


                  Braciszek Levi zachowywał się jakoś dziwnie, był rozkojarzony, dość długo spał i teraz jeszcze płaczę... Czyżbym posprzątała tak idealnie, że go wzruszyłam?? Nikt inny tylko ja, Isabela Magnolia, byłam w stanie sprawić, że braciszek płakał ze szczęścia! Ale ja jestem niesamowita :D To jedno z moich największych wyczynów w życiu, jeśli nie największy. Nagle braciszek podszedł do szafki i powiedział:
- Tu jest kurz, kto tu sprzątał?- i moje zwycięstwo diabli wzięli...
- ....- Nie odezwałam się, lepiej to zwalić na Farlana. Niezły plan, co nie?
- Isabel, to ty prawda?- zanim zdążyłam wprowadzić ten plan w życie braciszek postanowił go zniszczyć- Następnym razem zrób to lepiej.
- Dlaczego od razu myślisz, że to ja?? Braciszku, jesteś niesprawiedliwy!!- nadal starałam się bronić. Mimo wszystko Farlan zniszczył moją ulubioną gumkę, niby przez przypadek, ale jednak!! Kara od braciszka moim zdaniem nie wystarczała... Co to za kara szorować podwórze?? Każdy głupi to może!!
- Wiem to, bo tak jest rozpisane w planie i nie zgrywaj idiotki. Ani ja, ani Farlan nie dalibyśmy nabrać się na to. Popraw to, kiedy mnie nie będzie- po powiedzeniu tego braciszek zwyczajnie wyszedł. Nie chciał mnie nawet wysłuchać do końca...
- Beznadzieja, czemu muszę sprzątać tu jeszcze raz!! Wydawało mi się, że jest już w porządku!- mówiąc to łapałam się za głowę, a Farlan zaczął się ze mnie śmiać i powiedział:
- Przestań marudzić i to zrób, gorzej jak Levi wróci, a tu nadal będzie taki bałagan. Nie chciałbym być na twoim miejscu.
- Już idę...- co racja, to racja, wolę jak braciszek się uśmiecha lub kogoś tłucze niż jak mnie poucza. Tylko dlaczego płakał... Nigdy wcześniej tego nie widziałam, a teraz tak nagle znikąd. No może nie ryczał jak dziecko, ale nadal widać było łzy. Coś musiało się stać...

                   
Levi
                

                    Musiałem wyjść, tyle emocji... Zwykle staram trzymać je na wodzy, ale teraz nie byłem wstanie tego zrobić. Oni żyją, nie przeżyli jeszcze tego piekła, nie widzieli tytana ani jak pożera ludzi, nie zostali zjedzeni przez tę potwory... Oni żyją, mówią, uśmiechają się i droczą jak kiedyś. Starałem zachowywać się jak najbardziej naturalnie, ale nie było to takie proste. Muszę ochłonąć i przemyśleć moje przyszłe zamiary. Muszę być bardziej ostrożny niż z tytanami, bo zmiana czasu może zniszczyć nadzieję, zabrać Erena i nie wiadomo kogo jeszcze... Chwila, normalnie to nie powinno mnie tu być! Wtedy nie wyszedłem, tylko zacząłem planować razem z Farlanem nasz następny ruch... Nagle poczułem lekkie szturchnięcie, niby nic, takie coś to norma w podziemiu, ale coś mi podpowiadało, iż coś z tego wyniknie, niekoniecznie dobrego. Tak jak się spodziewałem usłyszałem za sobą głos:
-Ej, gówniarzu, co ty sobie myślisz ot tak trącając naszego szefa? Lepiej przeproś I zapłać odszkodowanie, bo tego pożałujesz- westchnąłem I lekko obróciłem się za siebie. Takie sytuację zdarzyły mi się już dziesiątki razy i zawsze kończyło się na obiciu mordy jakiemuś prostakowi. Tym razem była tą całkiem tłusta świnka z paroma prosiaczkami, prawdopodobnie służącymi, którzy byli dość głośni. Ich szef miał ubranie świetnej jakości, kilka złotych i srebrnych pierścionków I innych ozdóbek. Zauważyłem też herb rodowy. Szlachcic? Tutaj?  Bliżej mu było jednak do malowanej lalki.  To całkiem meczące, ale raczej bez nauczki się nie obędzie. 
                Nie dałem im nawet szansy na zrozumienie sytuacji. Szybko znalazłem się koło jednego z nich I kopnąłem solidnie w brzuch, pozostała trójka prosiaczków wyjęła swój ekwipunek, który składał się głównie z noży i próbowali pociąć mnie na kawałki. Zrobiłem szybki unik w prawo, wytrąciłem nóż z ręki jednego z nich i przeciąłem oko drugiemu. Tego pierwszego zaś zraniłem w nogę i rzuciłem na trzeciego. Razem potoczyli się w dół ulicy. Pozostali pobiegli za nimi nie oglądając się za siebie.  Ta spasła świnia najpierw zaczęła na nich krzyczeć, a zrozumiawszy, że teraz jego kolej, próbowała jeszcze uciec, ale znacznie za późno.
-Poczekaj!- nagle krzyknął- dogadajmy się, nikomu nie powiem o twoim ataku na mnie jeśli mnie teraz puścisz- śmiać mi się chciało, niektórzy są tacy żałośni.
-Nikomu nie powiesz? Już ci wierzę- jego mina wyraźnie się zmieniła, zbladł na twarzy i wyglądał jakby miał zaraz zemdleć – Wiesz co?  Skopię ci buźkę i zostawię jak psa. Nie jesteś teraz w pozycji do stawiania warunków, nie sądzisz?
- Pożałujesz tego, wrzucę cię do lochu i każe codziennie chłostać dopóki nie umrzesz! – Mówił to bardziej w strachu niż w złości, ale i tak mnie zdenerwował. Zasłużył na karę, choć czy to ja powinienem o tym decydować?? Pewnie nie, ale w okolicy nie ma innego sędziego. Zacząłem go  kopać , a w szczególności po twarzy, dopóki mi się nie odechciało. Naprawdę myślał, że jest panem świata? Ktoś tak żałośnie słaby? Wystarczyłby jakikolwiek tytan, aby zniszczyć to wszystko, co posiada. W obliczu śmierci nic ci nie zostaje. Jedyne, co możesz zrobić, to nadać jej jakiś sens. To robią zwiadowcy. Oddają życie dla celu, dla ludzkości, dla przyszłości ;w tym czasie takie zera dbają tylko o swoje interesy.
                      Nikt z jego sług nie wrócił, nikt nie pomógł… Takie zasady są w podziemiu, każdy dba o siebie. Zgadując, że po tym jak go zostawiłem półżywego, został on przez kogoś dobity I okradziony z rzeczy, których mu nie zabrałem. No właśnie, ten koleś robił tu interesy, był z muru Sina i prawdopodobnie żandarmeria zajmie się to sprawą. Lepiej będzie jak uciszę pozostałych.

                    Znalezienie ich nie było trudne, wystarczyło iść po śladach krwi, ich miny jak ich znalazłem były takie jak się spodziewałem: pełne lęku. Próbowali uciekać, ale byłem dla nich za szybki. Nie chciałem zabijać ludzi, ale nie było wyjścia. Nie narażę Farlana I Isabel na  niepotrzebne niebezpieczeństwo. Z tą oto myślą pozbawiłem życia cała czwórkę w zaledwie kilka chwil.
Historia została zmieniona...


Pierwszy rozdział mam już za sobą, mógł być chyba gorszy, więc nie będę narzekać. Początki zawsze są trudne :/ Rozdział jest dedykowany Hani, mam nadzieję, że ci się spodoba choć w 25% :) Dziękuje za wszystko i serdecznie pozdrawiam <3 Do następnego :)

niedziela, 20 marca 2016

Liebster Blog Award

 Dobra, to mała przesada no, ale miło mi J Miałam odrobić fizę, ale zrobię to za chwilę. Przy okazji mam się jutro ubrać za pirata, a jeszcze nie wiem, co założę :/ Jest problem, ale nie gorszy niż na przykład czekanie na nowy sezon SnK ( bardziej znane jako AoT ) albo na następny rozdział…  W każdym razie Hania ze świetnego blogu
 ( tu ma każdy adres: http://beyblade-po-mojemu.blogspot.com/   )
postanowiła mnie nominować do Liebster Blog Award ( w skrócie L. M. A.) i stąd ten post.
Zacznę od tego:
Nominacja do Liebster Blog Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę” ( jeszcze jej nie zaczęłam… ). Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz je o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował."
Trochę to kłopotliwe, co nie?? Ale co tam J

Teraz odpowiedzi:
1. Jak zaczęła się twoja przygoda z pisaniem?
Z tym blogiem, to miałam olśnienie na rekolekcjach :P, A do poprzedniego, z którym się już dawno rozstałam ,do pisania przekonało mnie czytanie blogów tak świetnych jak Hani <3
2. Gdy byś miała się opisać tytułem piosenki jak on by brzmiał?
Nie wiem xD Trzeba by najpierw zrobić samoocenę, jak zrobię, to dopisze odpowiedź na to pytanie J
3. Lubisz czytać. Jeśli tak gatunek proszę.
Uwielbiam fantasę, przygodę i tajemnice, najlepiej jak książka ma kontynuację :D
4. Jakie słodycze lubisz najbardziej?
Prawie
wszystkie, co są z czekolady, oprócz tych z gorzkiej J
5. Gdzie byś chciała pojechać na wakacje marzeń?
Mój cel to Japonia lub świat z KnB ( tam jest Akashi <3 )
6. Czy
planujesz dalej pisać swojego bloga?
Jak po drodze się nie załamie psychicznie lub w każdy inny sposób to tak :D
7. Jaki jest twój ulubiony film?
Prawdopodobnie Piraci z Karaibów Na krańcu świata <3
8. Gdy byś mogła spełnić jedno swoje życzenie to o co byś zrobiła?
Albo sprowadziłabym moje ulubione postacie anime do tego świata, albo chcę mieć susanoo ( jedna z niewielu rzeczy, które lubię w Naruto, oprócz tego jest jeszcze Gaara <3 )
9.
Koniec świata za godzinę co robisz?
Czytam raz jeszcze moje ulubione mangi. Mówię poważnie!
10. Psy czy koty?
Pieski J
11. Jaki jest twój ulubiony kolor?
Czerwony J


Nominuję:
Chciałam jeszcze nominować Ashara "Ashars" Tamaro, ale zamknęła bloga T.T


A to moje pytania:
-Lubisz słodycze?
-LUBISZ LEVIEGO
- KOCHASZ LEVIEGO? Jak nie zatłukę!!

Dobra, koniec żartów,czas na prawdziwe pytania:



1)Jakie jest twoje ulubione anime? Mogą być dwie odpowiedzi J


2) Dlaczego piszesz bloga? ( uniwersalne, trza zadać :P)


3) Ulubiona postać?


4) Najlepszy przedmiot?


5) Najbardziej znienawidzony nauczyciel ( proszę napisać przedmiot ,bez nazwisk!

6) Co byś chciała najbardziej na świecie??


Co/Kto jest twoim:

7) Ulubionym seiyuu?

8) Ulubionym zwierzęciem

9) Ulubionym kolorem

10) Ulubionym aktorem?

11) Ulubioną piosenką?

To wszystko, do następnego :)